W jednym przypadku do uśmiercenia przeznaczono ponad pięć tysięcy sztuk kur hodowlanych, przeznaczonych bardziej na mięso niż na pozyskiwanie od nich jaj. - Drób został wybity, a nie jak to bywa w przypadku niosek zagazowany i zutylizowany - mówi Beata Rząsa-Janas z powiatowego inspektoratu weterynarii w Tarnowie.
Kury były duże, ważyły 2-3 kilogramy, dlatego nie było problemu z znalezieniem ubojni zainteresowanej pozyskaniem drobiu do przerobu. - Po odpowiedniej obróbce mięso zostało wykorzystane w innych celach spożywczych. Jest to możliwe w przypadku odpowiednio zachowanych norm temperaturowych i zasad higieny - dodaje.
Cała procedura likwidacji stada kosztowała niespełna 100 tysięcy złotych.
Pięciokrotnie więcej pochłonęła akcja uśmiercania drugiego stada, liczącego blisko 20 tysięcy sztuk drobiu. Koszty były tak wysokie, gdyż salmonellą zakażone były nie kury "mięsne" ale nioski i w grę nie wchodziła ich sprzedaż do ubojni. Z urzędu automatycznie wdrożona została procedura polegająca m.in. na wybicu wszystkich kur i ich utylizacji.
- Do szczelnie zamkniętych pomieszczeń kurnika wprowadzony został dwutlenek węgla. Kury zostały uśpione w sposób humanitarny, bezbolesny dla nich - wyjaśniają w tarnowskiej Jednostce Ratownictwa Chemicznego, która specjalizuje się w tego typu akcjach w całym kraju. O ile w ubiegłym roku przeprowadzono ich kilka, to jeszcze dwa lata temu pracownicy jednostki wyjeżdżali do podobnych działań ponad dwudziestokrotnie.
Akcje są drogie m.in. dlatego, że zbierany jest nie tylko drób, ale utylizacji trzeba poddać także ściółkę, jaja i paszę.
Na wysokie koszty likwidacji zarażonych salomonellą stad składają się także odszkodowania dla hodowców. Właściciele ferm mogą liczyć na nie pod warunkiem, że dopełnili wszystkich formalności związanych z chowem drobiu. Wytyczne unijne wymagają m.in. odpowiedniej wielkości klatek, a nawet regularnego przycinania pazurów u kur. Hodowcy i osoby zajmujące się hodowlą muszą mieć świadectwa zdrowia. Zabroniony jest dostęp do kur osób z zewnątrz.
- Bakterie mogą się przedostać do ferm z paszą, ściółką lub przez nioski, które akurat wprowadzono do hodowli - wyjaśniają w inspektoracie.
Hodowcy sami są zobowiązani do badań pod kątem salmonelli. Cyklicznie odwiedzają ich też sami inspektorzy, którzy uczulają, aby kupować jaja i mięso jedynie z pewnych, objętych nadzorem weterynaryjnym, ferm.
Nie tylko o niedźwiedziach, które mieszkały w minizoo w Lesznie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?