Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ryszard Kapuściński interesował się sprawami Śląska. Pytał o autonomię

Teresa Semik
- To wszystko robię dla Rysia - mówiła Alicja Kapuścińska otwierając w Katowicach wystawę fotografii męża.
- To wszystko robię dla Rysia - mówiła Alicja Kapuścińska otwierając w Katowicach wystawę fotografii męża. fot. Marzena Bugała
Ryszard Kapuściński niejednokrotnie dzwonił do mnie z pytaniem o autonomię śląską, o jej sens. Chciał wiedzieć, czy nie dojdzie do zakłócenia integralności Polski - mówi profesor Marek Szczepański, socjolog. O spotkaniach na Śląsku mistrza reportażu, zainteresowaniu giełdą kwiatową w Tychach i Nikiszowcem - pisze Teresa Semik.

Właśnie środowisko akademickie Uniwersytetu Śląskiego pierwsze przyznało Ryszardowi Kapuścińskiemu najważniejsze swoje wyróżnienie - doktorat honoris causa. Potem dopiero były uczelnie: wrocławska, krakowska, gdańska.

- To było wielkie wydarzenie w jego życiu - wspomina żona pisarza, Alicja Kapuścińska. - Ryszard pozostawał człowiekiem bardzo skromnym. Nie dowierzał w to, co go spotyka. Nie czuł, żeby zasługiwał na takie wyróżnienie.

OTWARTO WYSTAWĘ ZDJĘĆ KAPUŚCIŃSKIEGO "ZMIERZCH IMPERIUM"

Rocznica nadania Ryszardowi Kapuścińskiemu doktoratu honoris causa UŚ, której inicjatorem był Wydział Nauk Społecznych, stała się okazją do przypomnienia zmarłego przed czterema laty wybitnego reportażysty. Nie jest to rocznica okrągła, bo czternasta, ale wyjątkowa dlatego, że teraz poznajemy Kapuścińskiego jako nietuzinkowego fotoreportera. Na Wydziale Teologicznym UŚ czynna jest wystawa jego zdjęć "Zmierzch Imperium", które są zapisem podróży po krajach dawnego Związku Radzieckiego, którą odbył w latach 1989-1991.

Wystawę otworzyła właśnie żona pisarza przyznając, że w Katowicach jest drugi raz w życiu.
- Po jego odejściu szybko się zorientowałam, że skoro on już nic więcej nie napisze, trzeba coś robić dla jego pamięci. Można ewentualnie wznawiać dawno niewydawane książki i tak m.in. po 40 latach wznowiona jest "Gdyby cała Afryka...". Przygotowałam do wydania ostatni tom "Lapidarium", którego Ryszard nie zdążył wydać. Większego zainteresowania wymaga teraz jego twórczość fotograficzna i tym chcę się zająć. To wszystko robię dla Rysia.

Związki pisarza ze Śląskiem nigdy nie były zażyłe, ale z właściwym sobie zaciekawieniem reagował, ilekroć działo się tu coś ważnego. Pozostawał wrażliwy na problemy śląskie - uważa prof. Marek Szczepański, który był promotorem doktoratu honoris causa Kapuścińskiego i od tego czasu pozostawali w życzliwych relacjach.


Najnowszy ranking "antyzawodów". One gwarantują... bezrobocie
Ewa Farna walczy o nagrodę MTV. Zagłosuj i pomóż jej!

- Wielokrotnie prosił w rozmowach telefonicznych, żebym mu wyjaśnił sens autonomii śląskiej i trzymał mnie przy telefonie nieraz godzinę - przypomina prof. Szczepański. - Czuło się głęboki patriotyzm człowieka, który jest zakłopotany tą sytuacją. Z nabożeństwem i troską myśli o ojczyźnie, a jednocześnie chce wiedzieć, czym był i jest ten Śląsk. Pytał o niego, jak człowiek z perspektywy warszawskiej i zawsze była w tym pytaniu nutka niepokoju, czy tutaj nie dzieje się coś groźnego. Chciał wiedzieć, czy nie dojdzie do zakłócenia integralności Polski.

Kapuściński taki właśnie był. Interesowały go szczegóły. Gdy w tyskim domu państwa Szczepańskich słyszał o śląskim Giszowcu, Nikiszowcu, prosił, żeby go tam zawieźć. Gdy usłyszał, że w Tychach jest giełda kwiatowa, oznajmił: - No to, panie Marku, jedziemy na tę giełdę.

- Przez dwie godziny chodził od stoiska do stoiska i wypytywał mnie, jak kwitnie ten kwiatek, a jak ten, jak rośnie i jak się rozwija. No, skąd ja to miałem wiedzieć - mówi profesor Szczepański, socjolog. - Byłem bezradny. Poprosiłem dyrektora giełdy, żeby posłużył Kapuścińskiemu za przewodnika. Ja w tym czasie duchowo się przygotowałem, co mu powiem o Nikiszowcu. To jego zainteresowanie kwiatkami i drzewkami nie było udawane. On taki właśnie był. Musiał wszystkiego dotknąć, musiał znać detale.

Pisano o Ryszardzie Kapuścińskim jako o mistrzu reportażu literackiego i najwybitniejszym pisarzu wśród reporterów. Dzięki wyprawom do Etiopii i Iranu powstały książki, które przyniosły mu międzynarodową sławę - "Cesarz" (1978) i "Szachinszach" (1982). Żył w temperaturze wrzenia świata.

Zaraz po śmierci w 2007 roku, pisano o jego słabościach. Książka Artura Domosławskiego "Kapuściński. Non-fiction" budziła skrajne emocje. Wywołała dyskusję o dziennikarskich standardach, co może zrobić reporter, a czego mu nie wolno. Krytycy zarzucali Kapuścińskiemu mylenie faktów lub ich naciąganie, a nawet zmyślenia, kwestionowali jego wiarygodność jako reportera. Czy "Cesarz" i "Szachinszach" są reportażami wiernymi faktom czy też literacką kreacją? Domosławski zasugerował, że może książki Kapuścińskiego należałoby przestawić z półki z literaturą non-fiction na półkę zatytułowaną fiction (stąd też nawiązanie w tytule całej biografii).


Najnowszy ranking "antyzawodów". One gwarantują... bezrobocie
Ewa Farna walczy o nagrodę MTV. Zagłosuj i pomóż jej!

Co zostało z tego szumu medialnego wokół biografii Ryszarda Kapuścińskiego? Niezależnie od sporu o książkę ważne jest pytania, ile fikcji może być w reportażu?

- Niewiele zostało z tego szumu, zwłaszcza zaś wokół książki "Kapuściński. Non-fiction" - uważa prof. Szczepański. - Została natomiast literatura "Kapusty", jak nazywaliśmy Ryszarda w naszym domu Szczepańskich. I ta literatura się broni znakomicie. Jeśli nawet niektóre detale nie polegają na prawdzie, to co najwyżej można te fragmenty z literatury faktu przenieść do literatury pięknej. I tak pozostanie piękna metafora dyktatury władzy totalitarnej w Afryce na przykładzie "Cesarza", bo to jest ważny opis władzy politycznej.

Niewątpliwie książka Domosławskiego sprowokowała też dyskusję o relacjach pisarza z komunistyczną władzą, ale przede wszystkim o tym, jak daleko biograf może wkraczać w sferę intymną, obyczajową. Czemu to służy, poza sensacją?

- Książka "Kapuściński. Non-fiction" ukazała się albo za późno, albo za wcześnie. Za wcześnie, bo nie mamy pełnej wiedzy, a za późno, bo Ryszard Kapuściński nie może się obronić - mówi prof. Szczepański. - To ważna książka, ale gdyby jej autorowi towarzyszyła herbertowska potęga smaku, to byłaby jeszcze lepsza. A ona jest bez tej potęgi smaku.

Podróże były pasją Kapuścińskiego, ale, jak dodaje Marek Szczepański, on bał się zasieków, granic - wszelkich. Przeżywał emocjonalnie każdą kolejną wyprawę w świat. - Na pewno nie przyznawał się do strachu - twierdzi Alicja Kapuścińska. - Kiedy jeszcze nie wyjeżdżał za granicę, o czym pisze w "Podróżach z Herodotem", marzył o przekroczeniu granicy, żeby zobaczyć, jak tam jest.

Prawdopodobnie to było na zasadzie: chcę, ale boję się. Które uczucie będzie silniejsze.
Gdy podróżował po rozpadającym się Związku Radzieckim, w kieszeni zawsze nosił skórki zasuszonego chleba. Na wszelki wypadek. - Cieszę się, że przypominacie postać Ryszarda, jako niezaprzeczalnie utalentowanego autora wielu tekstów. Dziękuję za to nieskończenie - mówiła w Katowicach Alicja Kapuścińska.


Najnowszy ranking "antyzawodów". One gwarantują... bezrobocie
Ewa Farna walczy o nagrodę MTV. Zagłosuj i pomóż jej!

Fotografia to mniej znany sposób wypowiadania się pisarza. On sam nigdy nie łączył tych dwóch form twórczości. Nigdy w swoich książkach nie zamieszczał swoich fotografii, uważając, że to nie są książki podróżnicze. Natomiast gromadził je pasjami. Z aparatem fotograficznym nie rozstawał się od 1956 roku, kiedy kupił sobie używaną radziecką Zorkę. - Od tamtej pory za każdym razem zabierał w drogę klucze do mieszkania, żeby wiedzieć, że ma dokąd wrócić, i aparat fotograficzny - przypomina pani Alicja. - Kluczy od domu nigdy nie zgubił.

Zdjęcia prezentowane na wystawie "Zmierzch Imperium" zostały odnaleziono trzy lata temu w prywatnym archiwum pisarza. Są zapisem podróży liczącej ok. 60 tys. km i reporterskiej obserwacji rodzinnego miasta Pińska (dziś Białoruś) oraz 15 krajów dawnego ZSRR, w tym Rosji, Gruzji, Azerbejdżanu i Armenii.

Pejzaż ludzi uzupełnia pejzaż miast. Ta wystawa jest jeszcze jedną formą pamięci o pisarzu. Ekspozycja została po raz pierwszy pokazana w 2010 roku w galerii "Zachęta" w Warszawie, potem w Lublinie. Z Katowic pojedzie dalej, by zgodnie z planem dotrzeć do Rosji.

Jest to jednak zaledwie wycinek tego, co zrobił Kapuściński, gdyż zachowało się 10 tys. negatywów z całego świata. Wcześniej prezentowane były tematy afrykańskie.

- W planie mam kolejny temat - zapowiada Alicja Kapuścińska. - Są fotografie, które on określał poetyką fragmentu, mając na myśli, na przykład, ślady stóp na piasku albo powyginany korzeń leżący na brzegu morza, albo jakąś rozwichrzoną palmę. Tego typu prac jest na tyle dużo, że na pewno uda się stworzyć wystawę. Poza tym są fotografie z całego świata, więc wiele jeszcze przed nami.

Alicja Kapuścińska, z zawodu lekarz, nie towarzyszyła w podróżach męża.

- To nawet nie wchodziło w grę, bo to była jego praca, jemu tylko za nią płacono. Ja miałam swoją bardzo interesującą pracę - wyjaśnia. - Nie mówiąc już o tym, że w latach 60. czy 70. chyba nie dostałabym paszportu ani wizy. Byłam z nim w Afryce, kiedy był korespondentem Polskiej Agencji Prasowej i ciężko zachorował. Właśnie PAP mnie tam wysłała, żebym się nim trochę zajęła, ale po przylocie już go zastałam w dobrej formie. Natomiast potem mieszkaliśmy razem, kiedy został korespondentem w Meksyku.

W Katowicach Alicja Kapuścińska wyraziła zgodę, by nazwiskiem męża nazwano odkrytego niedawno w Iranie owada. Badania prowadzą biolodzy UŚ.


Najnowszy ranking "antyzawodów". One gwarantują... bezrobocie
Ewa Farna walczy o nagrodę MTV. Zagłosuj i pomóż jej!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na slaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto