Bartnictwo w gminie Łazy
Pojawiła się grupa zapaleńców, która postanowiła reaktywować w naszym kraju bartnictwo. Wielu z was zapyta co to jest, tymczasem - co ciekawe - jeszcze w XVI wieku co czwarty mieszkaniec Rzeczpospolitej Obojga Narodów był bartnikiem.
To nic innego, jak hodowanie pszczół, a barć to sztuczna dziupla wydrążona w drzewie. W środku mamy dziurę na 30 centymetrów, a wewnątrz znajdują się beleczki, czyli tzw. snozy, a na nich znajdują się kawałki wosku. Po to, by zwabić pszczoły. Pierwsze pojawiły się już po trzech tygodniach.
Drzewo musiało mieć średnicę co najmniej 50 centymetrów i przynajmniej 100 lat. Dąb wskazał leśniczy Piotr Szydło z Nadleśnictwa Siewierz, które poparło całą inicjatywę.
- Wcześniej nawiązałem kontakt z Tomaszem Dzierżanowskim, który jest koordynatorem programu „Bartnictwo - odtwarzanie staropolskiej tradycji”. Przyjechał do gminy Łazy i mnie przeszkolił. Utworzyliśmy barć w okolicach Ciągowic i zajęło nam to dwa dni, chociaż dawniej pochłaniało to więcej czasu. Teraz mogliśmy wykorzystać piłę - uśmiecha się Michał Łada z Łaz, który na co dzień jest pszczelarzem w tamtejszym kole i zajmuje się tym już od kilku lat. Opiekuje się też barcią na terenie gminy.
W naszym kraju jest ich kilkadziesiąt, a większość z nich znajduje się w okolicach Białegostoku. Ta, którą można zobaczyć w okolicach Ciągowic, jest jedyną taką w południowej Polsce. Można na nie trafić także między innymi w Szwajcarii, na Ukrainie czy też w Białorusi oraz na Uralu.
- Jeszcze zanim powstało pszczelarstwo, było bartnictwo - tłumaczy Michał Łada. - Pierwsze pszczoły na naszym kontynencie pojawiły się po pierwszym zlodowaceniu, a pierwsze relacje żydowskiego kupca Ibrahima ibn Jakuba o tzw. barciach na naszym terenie datujemy na 965 rok. To on handlował ze Słowianami i opisywał nasze tereny jako takie, gdzie jest wiele barci. Dawniej było ich kilkaset tysięcy. Złoty rozkwit przypadł na okres od średniowiecza do XVII wieku - podkreśla Michał Łada.
Cały proceder upadał jednak w związku z wycinką drzew, licznymi pożarami czy też wojnami, a dokładnie w 1888 roku czerwone światło dla bartnictwa zapalił car. Spore znaczenie miało również wynalezienie ula.
Teraz jednak powoli wraca się do tamtych tradycji, a warto zaznaczyć, że bór bartny składał się kiedyś z 60 barci.
Tym samym planowane jest utworzenie kolejnych na terenie Nadleśnictwa Siewierz.
- Zaczęliśmy od pierwszej, a kolejne być może pojawią się w przyszłym roku. Miodu bartnego nie można kupić, ponieważ po prostu go nie ma w sklepach i jest z tego względu bardzo wyjątkowy - podkreśla Michał Łada.
- Chcemy, by to miejsce było teraz odwiedzane przez młodzież i stało się taką lekcją historii. Takie warsztaty edukacyjne mogłyby pokazać, jak wyglądało kiedyś zapomniane bartnictwo. Trzeba też podkreślić istotną rolę pszczół w ekosystemie, a ich brak spowodowałby przerwanie łańcucha pokarmowego - mówi Michał Łada.
To nie żarty, a sam Albert Einstein stwierdził, że jeśli zabraknie pszczół, to człowiekowi zostaną tylko cztery lata życia. W obliczu tych słów, kibicowanie inicjatywom Michała Łady i podobnych zapaleńców nabiera innego wymiaru.
Strefa Biznesu: Plantatorzy ostrzegają - owoce w tym roku będą droższe
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?