Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pożar rafinerii w Czechowicach. To już 51 lat od dnia, w którym rozpętało się piekło. Zobacz ARCHIWALNE ZDJĘCIA

Jacek Drost
Jacek Drost
Łukasz Klimaniec
Łukasz Klimaniec
Przez 70 godzin bez przerwy z pożarem walczyli strażacy, wojsko, cywile. Zobacz kolejne zdjęcia. Przesuwaj zdjęcia w prawo - naciśnij strzałkę lub przycisk NASTĘPNE
Przez 70 godzin bez przerwy z pożarem walczyli strażacy, wojsko, cywile. Zobacz kolejne zdjęcia. Przesuwaj zdjęcia w prawo - naciśnij strzałkę lub przycisk NASTĘPNE arc
Wczoraj minęło 51 lat od wybuchu tragicznego pożaru Rafinerii Nafty w Czechowicach-Dziedzicach. Do zdarzenia doszło dokładnie 26 czerwca 1971 roku. Sama akcja gaśnicza trwała 69 godzin, zakończyła się 29 czerwca. To najbardziej dramatyczne zdarzenie w historii miasta. Zginęło wówczas 37 osób - strażaków-zawodowców, ochotników, żołnierzy. Przypominamy przebieg pożaru i akcji gaśniczej oraz archiwalne zdjęcia.

Pożar rafinerii Czechowice

Była sobota 26 czerwca 1971 roku. Około 17.00 w rejonie Czechowic-Dziedzic pojawiła się burza. Na terenie tamtejszej rafinerii trwało akurat przetaczanie ropy ze zbiornika na oddział destylacji. Mimo burzy nie przerwano przetaczania - obowiązujące przepisy wewnętrzne nie przewidywały tego. Nagle o 19.50 w jeden ze zbiorników uderzył piorun. I rozpoczęło się piekło.

Zobacz archiwalne zdjęcia:

Jako jeden z pierwszych na miejscu pojawił się Franciszek Waloszczyk, ówczesny komendant gminny straży pożarnej. - Człowiek nie wiedział, co go czeka. Dopiero, gdy zobaczyłem kłęby dymu, zrozumiałem, że sytuacja jest bardzo poważna. Po uderzeniu pioruna alarmowaliśmy wszystkich. Jednostki zaczęły się zjeżdżać. Rozpoczęła się walka z ogniem. Trwała do północy, do chwili wybuchu - opowiadał przed laty reportowi DZ.

Na ratunek przybyły jednostki zawodowe z Bielska-Białej oraz mnóstwo okolicznych jednostek OSP - m.in. z Czechowic, Bestwiny, Zabrzega i Mazańcowic. - Wjechaliśmy na teren zakładu przez bramę od strony ul. Barlickiego i dojechaliśmy w rejon ówczesnego wydziału destylacji. Zgłosiliśmy się do dowódcy, który skierował nas do akcji chłodzenia zbiornika - wspomina Andrzej Klimaniec, który jako jako młody chłopak z kilkoma ochotnikami OSP Zabrzeg, tuż po zakończonych ćwiczeniach przy miejscowej remizie, na widok czarnego słupa dymu nad Czechowicami-Dziedzicami, pojechał do pożaru. Był tam w chwili, gdy eksplodował zbiornik. Ani on, ani nikt inny w pierwszych godzinach akcji nie zdawał sobie sprawy z powagi zagrożenia.

Andrzej Klimaniec schładzał zbiornik stojący tuż obok tego, który płonął. Strażacy stali po kostki w wodzie i pianie. Ze względu na wysoką temperaturę, jaka panowała, musieli się często zmieniać.

- Przed samym wybuchem wyszedłem na wał. Pamiętam, że nagle zrobiło się cicho, ziemia jakby zaczęła drżeć, a wokół przez chwilę jakby zabrakło powietrza. Usłyszeliśmy syczenie w zbiorniku. Padła komenda „wycofać się!”. Wtedy strasznie rąbnęło… - ucina.

Czytaj także:
Pożar rafinerii w Czechowicach: Ludzie płonęli jak pochodnie, biegnąc przed siebie [ZDJĘCIA]

Wojciech Gorgolewski z Bielska-Białej był pierwszym fotoreporterem, który robił zdjęcia pożaru czechowickiej rafinerii jeszcze przed wybuchem. Jego zdjęcie znalazło się na okładce albumu „Tym, którzy odeszli”. W rozmowie z reporterem DZ wspominał, że mieszkając na bielskim lotnisku zobaczył, że coś się pali.

- Powiedziałem rodzinie, że wezmę auto i pojadę do Starego Bielska. Sądziłem, że to właśnie tam jest pożar. Gdy tam dotarłem, okazało się, że pali się gdzie indziej. Dopiero gdy wróciłem na lotnisko, dowiedziałem się, że to w Czechowicach. Wieczorem podjąłem decyzję, by tam jechać - wspominał w listopadzie 2011 roku podczas otwarcia wystawy poświęconej pożarowi. Nie ukrywał, że nie był świadomy, jak poważna jest sytuacja.

- Gdy dotarłem na miejsce było ciemno, stał kordon milicji, musiałem zostawić auto i iść pieszo. Pobiegłem do bloków, które znajdowały się blisko pożaru. Wszedłem na trzecie piętro i zadzwoniłem do jednego z mieszkań. Otworzył mężczyzna. Był zdziwiony, że tu dotarłem. Powiedział, że cały blok został ewakuowany, a on jest pracownikiem płockiej rafinerii, który akurat w Czechowicach był na delegacji. Wpuścił mnie. Powiedział , bym robił zdjęcia, bo strażacy zaraz ogień ugaszą. Miałem wtedy aparat pentacon six, dwie rolki filmu po 12 klatek. Zacząłem fotografować. Mężczyzna zaproponował, że wpuści mnie na dach. Wszedłem, robiłem zdjęcia, aż skończył się film. Wyszedłem, z trudem odszukałem swój samochód i wróciłem do Bielska. Wtedy zobaczyłem... góry oświetlone wybuchem eksplozji. Domyśliłem się, że w rafinerii musiało się stać coś strasznego... - wspominał.

Tragiczny bilans pożaru

Wybuch nastąpił w chwili, gdy wydawało się, że pożar zostanie zażegnany. Strażacy zmniejszyli powierzchnię palącej się ropy, zabezpieczyli też sam zbiornik. I właśnie wtedy, o godz. 1.20, nastąpiła eksplozja. Ropa została wyrzucona w różnych kierunkach na odległość od 90 do 250 metrów. Wszyscy, którzy znajdowali się w obrębie obwałowań zbiornika oraz kilka metrów poza nim, zginęli. Wybuch zabrał życie 33 osób. W wyniku ciężkich oparzeń zmarło jeszcze czterech ratowników. Bilans pożaru był potworny - 37 zabitych i 105 rannych. Pożar rafinerii opanowano dopiero 29 czerwca, po 69 godzinach akcji gaśniczej.

Ogółem w akcji brało udział 2610 strażaków, 313 samochodów gaśniczych, 49 samochodów ciężarowych, 34 samochody ciężkie wodno-pianowe, 6 samochodów proszkowych, 2 autodrabiny, 15 agregatów pianotwórczych, 11 działek pianowych i 197 pomp pożarniczych. Do gaszenia pożaru zużyto około 227 ton środków gaśniczych.

Pożar miał wiele przyczyn. Do najważniejszych z nich zaliczono niesprawną instalację chłodzącą zbiorniki, niedrożną instalację pianową, brak odpowiedniego sprzętu technicznego i środków gaśniczych, zbyt ciasne rozmieszczenie zbiorników i ich przestarzała konstrukcja oraz źle skonstruowane drogi pożarowe, które wylane asfaltem - płonęły w czasie pożaru.

Kilka dni po ugaszeniu pożaru ulicami Czechowic-Dziedzic przeszedł kondukt pogrzebowy, na lawetach przewieziono trumny ze szczątkami ofiar wybuchu. Ku ich pamięci na skwerze ustawiono pomnik z listą ofiar.

Pamięć o ofiarach tamtych wydarzeń, uczestnikach akcji gaśniczej, którzy przeżyli, postanowił kultywować Michał Kobiela z Kaniowa. Z jego inicjatywy został wydany album „Tym, którzy odeszli”. Zawiera on mnóstwo zdjęć, wspomnienia i relacje uczestników, stanowiąc znakomity dokument-hołd.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na zawiercie.naszemiasto.pl Nasze Miasto