Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Migracje podczas I wojny światowej w Zawierciu

DRAPA
Migracje podczas I wojny światowej w Zawierciu: Na I wojnę światową, na Zawiercie i tereny obecnego powiatu zawierciańskiego można patrzeć z różnych perspektyw. To przede wszystkim okres migracji. Ludzie przybywali i wyjeżdżali.

Migracje podczas I wojny światowej w Zawierciu

- Zawiercianie opuszczali rodzinne strony, a w mieście pojawiało się wielu obcych, nowych mieszkańców. Migracje były spowodowane nie tylko problemami ekonomicznymi, ale osobistymi z wojną w tle. Dla przykładu jedna z rodzin żydowskich zdążyła wyjechać z Zawiercia do Stanów Zjednoczonych za pracą, jeszcze zanim ten kraj wypowiedział wojnę Niemcom. Już po rewolucji 1905 roku, kiedy na terenie Królestwa Polskiego rozpoczęły się aresztowania uczestników tych wydarzeń, te osoby, którym udało się tego uniknąć i nie trafiły na Sybir, uciekały albo do Prus albo w okolice Krakowa. Część uczestników tych wydarzeń wyjechała do Ameryki. Wielu z nich nie wróciło już później do Zawiercia - podkreśla historyk Zdzisław Kluźniak.

Nasz ekspert ma w swoich zbiorach pocztówkę, która została wysłana na początku 1914 roku z Zakopanego do Poręby. Nadawca używał szyfru. Przekazał rodzinie informacje, że żyje i że odbiorca jest w niebezpieczeństwie, obserwowany przez policyjnego konfidenta z Zawiercia. Wiadomo było kto wysłał tę wiadomość. To była pocztówka z postacią górala, a nazwisko Góral było w Porębie dobrze znane.

Co ciekawe, nasi krajanie walczyli po obu stronach frontu - zarówno w armii carskiej, jak i w niemieckiej. Jeśli chodzi o tę pierwszą grupę, to część wróciła później do Zawiercia, ale zdarzały się też takie przypadki, że po rewolucji październikowej osiedlili się na stałe w Rosji Radzieckiej. W przypadku drugiej grupy Niemcy skorzystali z faktu, że wielu mieszkańców z okolic Zawiercia miało pruskie paszporty. Zostali po prostu powołani do służby wojskowej.

- Na terenie Rosji mieszkańcy naszych okolic, m.in. z Poręby, pracowali w przedstawicielstwach wielkich zakładów przemysłowych. W ten sposób trafiali również do Moskwy i gdy stamtąd wracali, to "przemycali" swoich rosyjskich przyjaciół. Osiedlali się na naszym terenie - wskazuje Zdzisław Kluźniak. Przykład? Rodzina Beciuków z Poręby. Syn był prawnikiem i pracował dla zakładów przemysłowych w Porębie. Przebywał jako przedstawiciel zakładów w Moskwie i stamtąd sprowadził swojego kolegę o nazwisku Apelsinow. Po zakończeniu wojny przybysz zza naszej wschodniej granicy zrobił zawrotną karierę i został nawet… dyrektorem porębskiego zakładu.

Zanim stracił stanowisko, jego decyzje były głównym powodem wybuchu strajku. Okazało się bowiem, że kiedy robotnicy czasem nie mieli pieniędzy nawet na chleb, dyrektor budował sobie willę w Zakopanem. Stracili cierpliwość. Apelsinow został zmuszony do rezygnacji ze stanowiska i przeprowadził się razem z żoną do Sosnowca. Do Poręby już nie wrócili. Warto również przypomnieć inną historię. Piriamowicz był mistrzem szklarskim i przed wojną pracował w hucie szkła w Zawierciu. Niestety, w okolicy szalała wówczas gruźlica. Mężczyzna, w obawie o życie i zdrowie swoje i rodziny zrezygnował z pracy i później próbował szczęścia w innych rejonach naszego kraju. Pochodził z Litwy i udał się w rodzinne strony razem z żoną i synem. Niestety wkrótce zmarł.

Panował tam zwyczaj, zgodnie z którym wdowa musiała opuścić dom teściów. Nie wyganiano jej siłą, ale dano jej do zrozumienia, że najlepszym rozwiązaniem będzie wyprowadzka. W pomieszczeniu, w którym przebywała z synem, rozebrano piec. Kobieta wiedziała, że nie jest tam mile widziana. Podjęła heroiczną decyzję i postanowiła razem z synem wrócić do Zawiercia. Pieszo, furmankami. Przechodzili m.in. przez obszar działań wojennych. Wrócili do Zawiercia. Syn brał później udział w wojnie polsko-bolszewickiej i walczył w kampanii wrześniowej.

Ostatni nasz bohater to wójt Poręby Mrzygłodzkiej Antoni Karcz, który służył w armii carskiej. W 1905 roku w Odessie sprawdzał mieszkanie w poszukiwaniu literatury rewolucyjnej. Na szafie zauważył rewolwer. Nie powiedział jednak o tym swojemu przełożonemu. Dokładnie 40 lat później na liście osób do wywózki do sowieckich kopalń znalazł się zięć Karcza. Przedwojenny wójt udał się do komendy NKWD w Zawierciu. Ostatecznie jego zięć został w domu. Okazało się, że oficer NKWD pamiętał, że Karcz nie wydał przed laty jego rodziców w Odessie.

Sam miał wówczas kilka lat, ale przeszukanie i strach towarzyszący rewizji w jego rodzinnym mieszkaniu utkwiły w jego pamięci na zawsze.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na zawiercie.naszemiasto.pl Nasze Miasto