Tragiczne historie ze Śląska mrożą krew w żyłach. To miejsca rodem z horroru! Budzą grozę, a ludzie mimo to je odwiedzają...
Dworek u Rubina w Miasteczku Śląskim
Legenda głosi, że ponad 150 lat temu do Miasteczka Śląskiego sprowadził się nauczyciel Michael Rubin, który miał syna - Ryszarda. Jego potomek od najmłodszych lata chciał zostać w przyszłości lekarzem. Swoje marzenie spełnił.
Bogaty lekarz, przy ul. Dębina, był właścicielem małego dworku, który do dzisiaj w mieście stoi. Mieszkał w nim z żoną Klarą, która była od niego młodsza o 20 lat. Jako ciekawostkę można dodać, ze to było pierwsze dziecko jakie w swojej zawodowej karierze odbierał właśnie Rubin.
Mieli oni dwójkę dzieci - Elżbietę i Lotara. Córka niestety zmarła bardzo szybko, mając zaledwie dwa latka. Po jej śmierci Klara znienawidziła najmłodszych. Parę lat później na tamten świat zawędrował także Ryszard, a ich syn poszedł do wojska i do domu już nie wrócił.
W dworku następnie stworzono przedszkole - spowodowało to, że Klara jeszcze bardziej stroniła od dzieci. To wszystko ją załamało, wpadła w depresję, a w 1949 zmarła.
Od tamtego momentu zaczęły się dziać tutaj dziwne rzeczy. Ma ona nawiedzać to miejsce i straszyć mieszkańców, razem ze swoim kompanem: bezgłowego handlarza solą, który wprowadził się do dworku po jej śmierci.
Od 50 lat w tym budynku, gdzie w przeszłości uczyły się niemieckie dzieci, znajduje się przedszkole. Maluchy z Przedszkola nr 1... lubią natomiast słuchać historii o duchach.